Pod takim tytułem ukazał się artykuł w listopadowym Zwierciadle (11/2012). Niestety nie znalazłam na stronie tego artykułu, ale w skrócie, stara się on wyjaśnić dlaczego ludzie wydają coraz więcej na zwierzęta. Szczególnie na towary tzw ekskluzywne (np perfumy od znanych projektantów) czy fikuśne produkty. Później autor przechodzi do tematu kryzysu relacji międzyludzkich, gdzie zwierzęta zaspokajają naszą potrzebę bliskości, a tym samym rozleniwiają jeżeli chodzi o nawiązywanie kontaktów z ludźmi. Efekt? Coraz większa izolacja. I tu bardzo mnie zaciekawiły przytoczone wyniki badań (prof Hal Herzog), z których wynika, iż australijscy właściciele psów mają gorsze zdrowie i częściej obniżony nastrój niż ich rówieśnicy (domyślam się, że osoby nie będące właścicielami psów). Natomiast w Szwecji właściciele zwierząt domowych są zdrowsi fizycznie od tych, którzy zwierząt nie mieli. Ale częściej cierpią z powodu lęku, chronicznego zmęczenia, depresji i bezsenności. Ludzie mocno przywiązani do swoich pupili są bardziej depresyjni niż ci, którzy darzą swojego zwierzaka mniejszym uczuciem.
Pomijając kwestię zakupów i coraz większego popytu na artykuły zoologiczne. Mnie zainteresowała kwestia wpływu na zdrowie fizyczne i psychiczne, szczególnie, że pierwszy raz spotkałam się z takim podejściem.
Ciekawe co Wy o tym sądzicie? Czy spotkaliście się już z takimi wnioskami jak powyżej?
Pozdrawiam serdecznie!